Zaczęło się od pytania. Nie znajdując na nie odpowiedzi, postanowiłam odbyć podróż wolną od granic, klisz i schematów.

Moją, a później naszą, przewodniczką na trasie ku poznaniu kobiecości stała się Zuzanna Ginczanka, a punktem wyjścia teatralizowany koncert pt. SZPILKI, którego premiera odbyła się w gdańskim klubie ŻAK podczas III edycji Festiwalu Kultury ZBLIŻENIA. Spotkanie z Ginczanką miało wymiar niemal metafizyczny – różnorodność kobiecych pierwiastków zawartych w jej poezji, pisanej kwiecistym i bogatym językiem, otworzyła przed nami przestrzeń nowej wrażliwości w pełnej jej intensywności i formie. Cały program Festiwalu owego roku, a był to rok 2015, dedykowany był Zuzannie. Ta odkrywana współcześnie poetka pozostawiła po sobie ogromny dorobek, który aż prosi się o rozwinięcie, reinterpretację i osadzenie w nowych realiach. To też, wspólnie z dwiema innymi artystkami – Mają Miro i Marią Graczyk, scenografką – Anną Molgą i dyrektorem Festiwalu – Markiem Brandem, postanowiliśmy uczynić.
Na kanwie życiorysu i wierszy Ginczanki stworzyłam scenariusz, który podzieliłam na trzy części, zgodnie z dynamiką życia poetki. Pierwszy akt stanowiło wczesne doświadczenie życia Zuzanny w Równem Wołyńskim – jej miejscu narodzin (okres 1917 – 1935). Drugi – życie poetki w Warszawie wśród ówczesnej, zdominowanej przez mężczyzn bohemy literackiej (1935 – 1939). Trzeci – tragiczny czas osamotnienia w trakcie wojennej nagonki na Żydów, zwieńczony śmiercią w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie (1939 – 1944). 73 lata po śmierci Zuzanna i jej wiersze zagościły w Gdańsku – po raz pierwszy w odsłonie wypełnionej ruchem, światłami i dźwiękami wyśpiewywanymi w kierunku licznie zgromadzonej publiczności.
Już miejsce prób okazało się być spójne z zaowalowaną, bo nigdy nie eksponowaną przez nią samą, tożsamością Ginczanki. W mistycznym otoczeniu gdańskiej synagogi rozbrzmiały na początku września rytmy jej poezji. Raz w języku polskim, raz w języku jidysz – wiersz pt. Przyszło przetłumaczyłam bowiem , być może obrazoburczo, na język Ginczance nieznany, brzęczący jednak opodal, na ulicach wschodnich sztetli i tradycyjnie żydowskiej części Równego. Sara Polina Ginburg, czyli Sana, jak poetka zwykła podpisywać się w najwcześniejszym etapie twórczości, zaczęła od wierszy afirmujących naturę, w swej wymowie czystych i nieskazitelnych (debiutowała Ucztą wakacyjną w szkolnej gazetce uczniowskiej). Taka też była oprawa muzyczna pierwszej części, rozpoczętej słowami „Nie objawił mi się żaden bóg” (wiersz: Panteistyczne), w której elementy etniczne i echa hipisowskiej muzyki lat 60. przyozdobione zostały wstawkami futujary i bębnów. W tańcu i kwiecistych wiankach na naszych głowach wprawiłyśmy słowo w nieokiełznany, szamański ruch, zwiastujący dojrzewającą twórczość artystki. Były w nim i kosmiczne symbole, i odniesienia do antycznych i dalekowschodnich kultur, i ważne pytanie na pograniczu dojrzewania i dorosłości: pytanie o macierzyństwo zawarte przez nas w interpretacji wiersza Pomidor.

Niczym otwarta odpowiedź, koncert drgał dalej–ku Warszawie, gdzie artystyczny klimat kawiarni literackich, Ziemiańskiej i Zodiaku, otworzył przed Ginczanką nową przestrzeń . Na wskroś męską, uwikłaną w status, konwenanse i oczekiwania. Tam Zuzanna rozpoczęła osobistą znajomość z Tuwimem i Gombrowiczem – przyjaciółmi, którzy rozpoznali jej talent i pomogli w pełnowartościowym debiucie literackim w postaci tomu wierszy pt. O centaurach. Atmosfera miasta i jego uwikłań wymagała przywdziania na scenie męskich strojów i przyprawienia, gombrowiczowskiej nota bene, gęby. Zgiełk metropolii i przytłaczający chaos tłumu zagościły w dźwiękach–raz stukających w rytm wiersza Kroki, raz w tempie satyry na megalomanię i krytykanctwo pt. Poeci tłumnie po kawiarniach zgromadzeni wyrażają swoje zdanie o pewnym tomie wierszy. Utwór zaprezentowałyśmy jako scenę z klubu nocnego, w której, ubrana w garnitur i krawat, wiłam się wokół rury, w moją zaś stronę kierowane były kolejne oceny, podsumowania i opinie, nazywane w dzisiejszym języku po prostu „hejtem”. Chwilę później palmę pierwszeństwa przejął bunt, a wraz z nim kolejny czynnik kobiecy – głosy mieszkanek Gdańska, które w trakcie przygotowań do koncertu pytałam na ulicach, co oznacza dla nich kobiecość. Kolaż osobistych definicji i emocjonalnych refleksji powstały z tego spotkania rozszerzył spektrum znaczeń i dodał minimum 8 kolejnych przekazów na szlaku podróży. Wprowadzony na scenę cytatem z najbardziej znanego utworu Ginczanki pt. Dziewictwo: „A my… w hermetycznych, jak stalowy termos sześcianikach tapet […] uwikłane po szyję w sukienki prowadzimy kulturalne rozmowy” i grany przy szarpanych dźwiękach gitary basowej snuł niekończącą się opowieść.

Ta gnała dalej, ku południu i coraz ciemniejszym zakamarkom. Oto ukrywająca się we Lwowie i w Krakowie Zuzanna musiała stawić czoła Zagładzie. Czas pełen lęku, niepewności i smutku owinęłyśmy monochromatyczną czernią ubrań, zielono-niebieską barwą świateł i kontemplacyjną delikatnością muzyki. Tu poetka wierszem Wyjaśnienie na marginesie z nieśmiałą odwagą opowiedziała o zagubieniu, osobistym punkcie oparcia i bezkresie wnętrza w skrępowanej okowami cierpienia rzeczywistości. Koncert zwieńczył wyciszony wiersz Non omnis moriar–tęsknota za tętniącą pełnią życia przyobleczona pytaniem o przyjaźń i lojalność. W szczególności zaś o zaufanie, które parokrotnie nadwyrężone zostało zdradą ze strony ukrywających Zuzannę osób.

Koniec życiorysu Ginczanki to tragiczna śmierć przez rozstrzelanie. Na naszej scenie śmierć to cisza i blade światło padające na stos wielobarwnych szpilek pomalowanych na fluorescencyjne kolory. Atrybut ten pojawił się w mojej koncepcji od razu po otrzymaniu propozycji stworzenia koncertu. Szpilki to bowiem symbol stereotypizowanej kobiecości zawierający w sobie stertę oczekiwań i ram. Sterta butów to z kolei Auschwitz-Birkenau i monument tragedii Holokaustu. W samym zaś życiorysie Zuzanny Szpilki to tytuł czasopisma, z którym podjęła aktywną współpracę po przyjeździe do Warszawy. Wymowny symbol jej biografii, wieloznaczne tło 50-cio minutowej wyprawy w bezkres wnętrza kobiety.
W tym miejscu podróż się kończy. Pytanie jednak ciągle drga w przestrzeni, sprzęgając z mnogością odpowiedzi i pojęć, również z moją próbą ujęcia tematu.

Zagranie teatralizowanego koncertu z Ginczanką w roli głównej stanowiło początek. Kiedy milkną owacje, kwiaty zostają rozdane, kostiumy zdjęte, charakteryzacja zmyta, scenografia rozebrana, a sprzęt muzyczny rozmontowany, z tych wszystkich kawałków trzeba zlepić nową całość. Stworzyć choćby zarys, spróbować dotknąć, objąć i poczuć głęboki sens kobiecego pierwiastka .Puzzli jest przecież tak wiele, a ich konfiguracji–niezliczona ilość.
***
SZPILKI
teatralizowany koncert wokół Zuzanny Ginczanki
scenariusz i reżyseria: Maria “Ka” Kawska
opracowanie muzyczne: Maja Miro | Maria Ka + Maria Graczyk:
Maria „Ka” Kawska: śpiew, recytacja, instrumenty klawiszowe, gitara basowa, głos
Maja Miro – Wiśniewska: flet poprzeczny i traverso, futujara, elektronika, głos
Maria Graczyk: bębny–djembe, dunumba, sangban, kenkeni, djabare,
misy tybetańskie, dzwonki koshi, głos
mieszkanki Gdańska: głosy z offu
scenografia: Anna Molga
konsultacja reżyserska: Marek Brand
produkcja: Fundacja Kultury ZBLIŻENIA
premiera: 12 września 2015 r., Klub ŻAK, Gdańsk
