
I first encountered Irena Klepfisz through her poems which I accidentally stumbled across several years ago while working in the British Library on a paper about bilingualism. Her poems written in English and Yiddish impinged on the absence of Jewish diaspora in the Polish culture after World War II. Yiddish haunted me ever since I had read the first bilingual poem, ”Di rayze aheim/ The journey home”, following which I took up learning that language; suddenly, an old word in my mother’s idiolect, ”szabaśnik” (”Sabbath oven”), resurfaced in my own idiolect. Now, in Gdańsk, we had there days during which we could talk to Irena and attentively listen to her own voice. First, there was a reading of poems during the Festival Between/Pomiędzy at Teatr na Plaży (Theater on the Beach) in Sopot. She read the poems in English and the bilingual English-Yiddish, then, during the discussion with the audience she would occasionally throw in a sentence in Polish. Later on, the discussion offered a chance to stress the poems’ function as a testimony to the poignant social and ideological issues.
Subsequently, during walks, meals, conversations with the Polish publisher of Irena’s poems, while sipping morning coffee on the premises of the hospitable ”Pension Irena” or enjoying an evening dinner in her honor in the company of writers and university professors, we could again hear the voice already familiar from the Thursday reading. Irena discovered places in Gdańsk and Sopot preserved on old, faded photographs from her last visit here with her mother in 1945 (”Wrzeszcz-Gdynia 1945”). She managed to locate the spot from which a photograph of her mother, Róża Perczykow (who had saved her from peril in the Holocaust), and herself must have been taken.
I got to know Irena better through conversations on her poems, those already published and new ones which will feature in a book to be published in Gdańsk next year. I had planned the book for a few years along with an extensive essay on her poetry and her life of passionate involvement in social issues (such engagement cannot be separated from her fascination with the Jewish Bund movement in which her father, Michał Klepfisz, had been active before the war). Our Saturday morning conversation on poems, on the book, on bookshops, and publishing houses, on poetic prose and the interlacings of languages – Yiddish and English, Yiddish and Polish – was the best gift I could receive during this shared time on the Polish coast.
Translation of poems is in each and every case an act of intense listening to the voice of a poet. Thanks to Irena’s visit in Gdańsk in May 2019 we could again, after her poetry reading at the Polin museum in Warsaw in 2017, listen to the voice of Irena Klepfisz.



Olga Kubińska, „Irena Klepfisz na Festiwalu Between.Pomiędzy”
Irenę Klepfisz poznałam najpierw przez Jej wiersze, na które natrafiłam kilka lat temu w Londynie, zajmując się bilingwizmem w literaturze. Wiersze pisane po angielsku i w jidysz dotykają pustego miejsca, które wyznacza nieobecność żydowskiej diaspory w polskiej kulturze po drugiej wojnie. Jidisz towarzyszy mi od pierwszego bilingwalnego wiersza Ireny, „Di rayze aheim/Podróż do domu”, przez który zaczęłam się uczyć tego języka, dzięki czemu „szabaśnik” (duchówka), najdawniejsze słowo z języka mojej Mamy zadomowiło się na nowo w moim idiolekcie. Teraz, w Gdańsku, przez trzy dni mogliśmy rozmawiać z Panią Ireną, na różne sposoby wsłuchując się w Jej głos. Najpierw było czytanie wierszy w Teatrze na Plaży w Sopocie podczas czwartego dnia Festiwalu Between.Pomiędzy. Czytała po angielsku, w jidysz, podczas rozmowy ze słuchaczami wtrącając polskie zdania. Poznawaliśmy wiersze również poprzez ich kontekst, który przedstawiała Pani Irena. Pytania pojawiały się niespiesznie, ale stanowiły próbę przybliżenia, słowo po słowie, rozumienia poezji, która jest i wierszem per se i świadectwem.
Potem, podczas spacerów, posiłków, rozmów – z polskim wydawcą wierszy Pani Ireny, porannej kawy w gościnnym „Pensjonacie Irena”, czy wieczornego spotkania z pisarzami i akademikami podczas kolacji na cześć naszego Gościa – dało się słyszeć głos, zapowiedziany już w ostatnim wierszu czwartkowego czytania. Pani Irena odkrywała ślady swojego pobytu w Gdańsku w 1945 roku („Wrzeszcz-Gdynia 1945”). Znalazła chyba punkt, w którym zrobiono zdjęcie Jej i Jej Mamie, Róży Perczykow, dzięki której przecież przeżyła Holokaust.
Poznawałam też Panią Irenę przez rozmowę o Jej wierszach – i tych już opublikowanych, i tych, które będą miały premierę w planowanej książce, która ma się ukazać tu w Gdańsku w przyszłym roku. Planowałam tę książkę od dłuższego czasu, myśląc też o napisaniu obszernego eseju o Jej twórczości i życiu pełnym zaangażowania w sprawy społeczne (to zaangażowanie trudno oddzielić od Jej fascynacji Bundem, w którym aktywnie działał Michał Klepfisz.) Poranna sobotnia rozmowa o wierszach, o książce, o książkach, księgarniach i książek wydawaniu, o prozie poetyckiej i przeplataniu się języków – jidysz i angielskiego, jidysz i polskiego, była dla mnie największym prezentem podczas tych kilku wspólnych dni w Trójmieście.
Tłumaczenie poezji jest za każdym razem aktem w s ł u c h i w a n i a się w głos poety. Dzięki tej wizycie Pani Ireny w Trójmieście w maju 2019 roku mogliśmy po raz drugi – po czytaniu wierszy w Muzeum Polin w Warszawie w 2017 roku – usłyszeć, dosłownie, g ł o s Pani Ireny.
- Agnieszka Osiecka Photo: Gabi von Seltmann

